Autor: Michał Skrok
Minęły niemal dwa miesiące od Święta Wojska Polskiego. Pochylmy się więc na chłodno i spokojnie nad tym dniem zastanawiając, kto tak na prawdę powinien nosić blichtr tego dnia.
Mamy jako społeczeństwo tendencję do wynajdywania w historii osób, które w imię sprawy polskiej poświęcały własne życie, a potem ogłaszania ich męczennikami i wynoszenia na ołtarze. Przykładów jest od groma: Popiełuszko, Pilecki, Bytnar i inni. Zjawisko to można uargumentować Mickiewiczowskim romantyzmem, który po dziś dzień jest poniekąd naszą cechą narodową objawiającą się w sposobie patrzenia na własną historię. Niestety, często łączy się to z tworzeniem fałszywego obrazu rzeczywistości, świadomym lub nie. Motywowany jest on chęcią posiadania romantycznych opowieści, w których pojawia się jeden sprawiedliwy bojownik o sprawę, prześladowany przez aparat opresji. Konsekwencją tego jest zazwyczaj rozpowszechnianie się legend, twardo uznanych za fakt. Jedną z postaci, wokół której rozbudowano mit wręcz założycielski państwa polskiego (bo jak można nie nazwać ojcem niepodległości człowieka, dzięki któremu wygraliśmy wojnę o granicę wschodnią w momencie, gdy państwo się kształtowało?) jest generał Tadeusz Rozwadowski. Zarówno prawica, jak i lewica w Polsce przez dziesiątki lat stawały na głowie, by zanegować rolę marszałka Piłsudskiego w historii kraju (prawica, czyli ONR i stronnictwa bliskie Dmowskiemu, lewica, czyli komuniści rządzący Polską przez pół wieku po wojnie).
Działania te były dość skuteczne, ponieważ wśród ludzi głębiej interesujących się historią polityczną Polski XX wieku powszechne jest po dziś dzień przekonanie, że marszałek Piłsudski, gdy tylko wróg zbliżał się do Warszawy, złożył rezygnację, uciekł z miasta, a cały plan kontrofensywy znad Wieprza obmyślił i zrealizował Rozwadowski (ba, jeszcze żeby to się nie wydało, Piłsudski rzekomo kazał go zabić, samemu spocząć na laurach). Dość miejsca poświęciłem tu na powtarzanie powszechnie znanych bzdur, przejdźmy więc do faktów.
Pomysł ataku oskrzydlającego nie narodził się w sierpniu, lecz jeszcze w lipcu (a nawet podczas powstania listopadowego, wtedy identyczny wręcz plan taktyczny zrealizował generał Prądzyński). Rozwadowski nie mógł mieć wpływu na jego obmyślenie ani realizację, ponieważ nie był wtedy szefem sztabu, co więcej, nie było go nawet w Polsce, bo pełnił funkcję szefa misji wojskowej w Paryżu. Plan kontruderzenia nie był wielkim odkryciem, wpisywał się on we wcześniejsze operacje wojsk polskich, tzw. wielką kombinację, której autorem za każdym razem był… Józef Piłsudski. Niezależnie od tego, kto był szefem sztabu, marszałek opowiadał się za prowadzeniem wojny manewrowej i przerzucaniem dywizji na wielkie odległości oraz za dokonywaniem ataków flankowych (takich właśnie jak nad Wieprzem). Nawet sam generał Rozwadowski nie przypisywał sobie bycia cudotwórcą i geniuszem wojskowym. Warto tu przytoczyć jego depeszę do marszałka z 15 sierpnia 1920 roku:
Mam wrażenie ogólne, że cała akcja rozwija się bardzo korzystnie i że właśnie co do czasu mamy korzystne warunki, tak jak je pan komendant przewidział (…) Uderzenie główna sił pana komendanta trafi więc doskonale, a lepiej, że dopiero jutro rano ten atak wyruszy, byle był party silnie naprzód wypoczętymi siłami. Chcąc rychlej i 2 Armię wyzyskać, przygotowałem ją już dziś wieczorem. Drugi legion z dow. 2 Armii w Kozienicach (…) Więc i tutaj zupełnie w myśl rozkazu pana komendanta wykonanie jest już w toku. (…) Uzgodnienie akcji 4 armii doskonale pan komendant przygotował.
W depeszy tej widać jak na dłoni, że Rozwadowski przyznaje, kto przygotował plan rozmieszczenia wojsk, obrony i uderzenia oskrzydlającego bolszewików.
Co do tezy, jakoby Rozwadowski, stojący za sukcesami polskiej armii, w sierpniu 1920 roku zaczął być na tyle niewygodny, że w zazdrości o jego zasługi Piłsudski dążył do wysłania go na tamten świat, by tylko prawda nie wyszła na jaw, to – jak zwykle – bzdura. Po wojnie polsko-bolszewickiej na mocy decyzji Piłsudskiego Rozwadowski został awansowany do stopnia generała broni. Jakby tego było mało, to marszałek również odznaczył tego bardzo niewygodnego i nielubianego Rozwadowskiego Orderem Virtuti Militari piątej klasy oraz mianował inspektorem armii i członkiem Ścisłej Rady Wojennej. Publicznie dziękował mu też za wkład, jaki wniósł w armię polską. Generał Rozwadowski był tym, który symbolicznie wręczył marszałkowi klucze do dworku w Sulejówku. Nie można zaprzeczać że, Rozwadowski był ofiarą sanacyjnych opresji po zamachu majowym, ale nie z powodu rzekomej prawdy o Bitwie Warszawskiej, która miała nigdy nie ujrzeć światła dziennego, ale dlatego, że podczas wydarzeń 1926 roku stanął w kontrze do obozu marszałka i wydał pisemnie rozkaz o rozstrzeliwaniu bez sądu na miejscu każdego pojmanego piłsudczyka. Gdyby dziś jakikolwiek generał rosyjski na Ukrainie wydał taki rozkaz, od razu trybunał w Hadze nakazałby areszt i doprowadzenie go przed sąd jako zbrodniarza wojennego. Po zwycięstwie majowym większość internowanych oficerów, którzy stanęli w kontrze do marszałka, zwolniona została do domów, poza generałami Zagórskim, Malczewskim, Jaźwińskim i Rozwadowskim właśnie. Miało to związek z wydaniem przez nich rozkazu o zbombardowaniu Warszawy, zamieszkałej w większości przez ludność cywilną. Całą czwórkę aresztowano przez ten incydent i postawiono jej zarzut popełnienia przestępstwa natury kryminalnej (w wielu innych państwach Europy pewnie by się to skończyło sądem polowym i rozstrzelaniem za zbrodnie wojenne). Niemniej środowisko marszałka było na tyle uprzejme, że nie dość, że większość oponentów z czasów wydarzeń majowych wypuszczono z niewoli, to nawet najokrutniejszym z nich (wymienionej poprzednio czwórce) wyremontowano cele, bo stwierdzono, że panują w nich nieodpowiednie warunki. W końcu, niespełna rok później, generała Rozwadowskiego wypuszczono z więzienia, gdy zauważono, że jego stan zdrowia się pogorszył.
Sama legenda o Rozwadowskim narodziła się dość późno. Przeciwnicy Piłsudskiego, przez lata próbując go zdyskredytować, szukali równoważnej mu, alternatywnej postaci, która miałaby stać za sukcesem sierpnia 1920 roku. Między innymi mówiono tu o francuskim attaché Maximie Weygandzie albo Józefie Hallerze. Dopiero w 1984 roku endecki publicysta Jędrzej Giertych (dziadek Romana) w swojej książce Rozważania o Bitwie Warszawskiej 1920 roku przedstawił Rozwadowskiego jako twórcę koncepcji Bitwy Warszawskiej. Mało się jednak mówi o tym, że sam autor opierał się na materiałach dostarczonych mu przez pułkownika Kędziora i majora Kycię, czyli TW Alexa i TW Flanta. Obydwaj byli tajnymi współpracownikami Służby Bezpieczeństwa, a samo uderzanie w przedwojenną sanację i osobę marszałka wpisywało się w politykę historyczną całego aparatu komunistycznego po wojnie.
Jest jeszcze wiele mitów negujących rolę Piłsudskiego podczas wojny polsko-bolszewickiej, które można obalić. Jednym z nich jest złożenia przez niego dymisji przed bitwą i opuszczenia kraju, by ratować skórę, ukrywając się u konkubiny. Dużo rzadziej się mówi o tym, że po krótkim pożegnalnym spotkaniu z rodziną wyruszył na front. Już o 10 rano Marszałek pojawił się w Irenie, osadzie pod Dęblinem, gdzie uczestniczył w odprawie. Od tego czasu można odtworzyć jego obecność na froncie godzina po godzinie. Jest to przeciwieństwo działań jego głównego oponenta, Romana Dmowskiego, który złożył dymisję, po czym wyjechał do majątku w Drozdowie, a zauważywszy, że bolszewicy się zbliżają, uciekł do Wielkopolski. Ponadto tydzień przed Bitwą Warszawską kwestionował rozkazy Naczelnego Wodza i ogłosił się nowym premierem w alternatywnym ośrodku władzy, co uczyniło go wtedy jedynym politykiem dążącym do podziału w kryzysowym momencie.